Z CZYM DO SZCZUPAKA?
Od wielkiej różnorodności sztucznych przynęt oferowanych wędkarzom przez producentów i dystrybutorów początkujący wędkarz dostaje zwykle oczopląsu! Czy muszę mieć to wszystko aby łowić szczupaki w każdych warunkach? To pytanie zwykle jest konsekwencją pobieżnej nawet analizy oferty dużego sklepu. Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że trening czyni mistrza a specjalizacja pozwala osiągnąć niezłe efekty w krótszym czasie. Może więc warto skupić się na łowieniu jednym typem sztucznych przynęt, zamiast miotać się między wieloma ich rodzajami. Każdy ma swoje preferencje. Moją ulubioną przynętą na szczupaki są przynęty określane u nas jako wobblery. Pod tą nazwą kryją się w rozumieniu polskich wędkarzy wszystkie właściwie przynęty twarde – tj. wykonane z drewna, pianek lub plastiku. Na świecie przypisuje się nazwę do grupy przynęt biorąc raczej pod uwagę ich pracę lub sposób łowienia nimi. Nazwa „wobbler” funkcjonuje właściwie tylko w Europie, na innych kontynentach pozostając często niezrozumiałą. Tak, czy inaczej zadanie stworzenia systematyki przynęt twardych jest bardzo ambitne i czeka na swojego bohatera.
Woblery stanowią dla mnie kwintesencję wędkarskiego rzemiosła. Wiele z nich, wykonanych rękami domorosłych artystów, pasuje bardziej do gablot muzeum sztuk pięknych niż wędkarskich pudeł. Żaden inny rodzaj sztucznych przynęt nie potrafi tak mocno oddziaływać na wyobraźnię nawet laików wędkarskich. Żaden w końcu inny rodzaj przynęt sztucznych nie ma tak długiej i bogatej historii. Ale czy to piękno zaklęte w przynęcie, ten kawałek „duszy artysty” który drzemie w naszym wobblerze ma jakiś wpływ na brania ryb? Moim zdaniem zdecydowanie tak! Jeszcze nikt nie wymyślił lepszego atraktora niż głęboka wiara wędkarza w przynętę. Łatwiej zaś uwierzyć w przynętę pięknie wykonaną, której towarzyszy głęboka idea, poparta doświadczeniem i praktyką projektanta. Stąd nie bez znaczenia są tajemnicze inicjały czy magiczne kropki umieszczane przez producentów na korpusach ich przynęt. W tych cechach zaklęta jest obietnica autora: „złowisz wielką rybę – tylko bądź cierpliwy!”.
Większość wędkarzy, dysponująca klasycznym, „szczupakowym” sprzętem używa przynęt o długościach 7 – 13 cm. Mają one z reguły masę 15 – 25 g co pozwala nimi łowić średniej wielkości kołowrotkami i linką o „rozsądnej” grubości. Czy to wystarczy? Wędkarze ci wychodzą z założenia, że ta wielkość przynęty pozwoli na złowienie drapieżnika o rozmiarach „komercyjnych” – najczęściej u nas spotykanych czyli 1 – 2 kg, ale również daje szansę na branie okazu o dowolnej masie. Czy to prawda? Czy polując na okazy nie należy stosować raczej przynęt większych? Jak dobrać przynętę do konkretnego łowiska? Jaka wielkość, jaki rodzaj steru, jaki kolor powinny przynieść upragnione branie? Te pytania stają często przed łowcą szczupaków pochylonym nad pudłem pełnym pięknych „zabawek”. W naszej świadomości pokutuje przy tym wiele opinii ukształtowanych przez obiegowe sądy a także artykuły w prasie wędkarskiej, często powielane bezmyślnie przez autorów, którzy niewiele mają na ten temat do powiedzenia. Spróbujmy więc przyjrzeć się tym mitom i uczciwie je skomentować.
Na początek dwa z nich, najczęściej powtarzane:
- PRZYNĘTY SZCZUPAKOWE MUSZĄ PRACOWAĆ 0,5 M NAD DNEM
- JEŚLI NIE POPROWADZIMY PRZYNĘTY OK. 1 METR DO DRAPIEŻNIKA TO NIE MA CO LICZYĆ NA BRANIE
Oba z tych stwierdzeń są daleki od prawdy. Najkrócej rzecz ujmując, przynęta powinna pracować na takiej głębokości, aby zostać dostrzeżoną i zaatakowaną przez drapieżnika. Banał? Pozornie tak. W tym jednak tkwi cała prawda. Przynęta, która przemyka tuż nad dnem, ma niewielką szansę być zarejestrowana a tym bardziej zaatakowana przez 90% szczupaków. Budowa głowy drapieżnika uniemożliwia mu obserwację obiektów poruszających się poniżej pewnego poziomu. Co więcej, praktyka pokazuje, że drapieżnik ten o wiele chętniej atakuje przynętę poruszającą się 2 – 4 metry powyżej niego niż metr poniżej. Wyjątkami od tej reguły mogą być sezonowe skłonności do pobierania pewnego rodzaju pokarmu – np. tarło minoga, wylinka raków lub specyfika łowiska – np. duża ilość kiełbi, które stanowią główne źródło pokarmu.
Żerujące drapieżniki „stoją” zawsze ukośnie nad dnem (zwykle pod kątem 40 – 60°). Odległości ogona ryby od dna jest zależna od możliwości ukrycia. Im więcej jest wysokich roślin, tym wyżej często czatują szczupaki. Można jednak przyjąć, że zwykle jest to co najmniej odległość 1 m. Wyobraźmy więc sobie w takiej sytuacji średniego drapieżnika – powiedzmy o długości 70 cm. Jego głowa znajduje się wtedy prawie 2 metry nad dnem! Ryby, które leżą na dnie zwykle nie dają się sprowokować żadną przynętą. Jakie wnioski możemy wyciągnąć z podanych faktów? Nie ma najmniejszego sensu aby nasz wobbler przemykał tuż nad dnem. Zwłaszcza, jeśli dno porośnięte jest roślinnością tworzącą wysokie „kominy”. Generalną zasadą powinna być maksyma – „lepiej za płytko niż za głęboko”! Tak więc, na najczęściej penetrowanych przez łowców szczupaków przybrzeżnych płyciznach porośniętych roślinnością podwodną o głębokości 1 – 3 m, niezastąpione okażą się wobblery pływające, zaopatrzone w niewielki ster. Nurkują one płytko (0,5 – 1 m). Prowadzić je więc można ze zmienną prędkością, nawet podszarpując co jakiś czas. Taki manewr skutkuje zresztą niezależnie od typu przynęty. Jeśli spad dna jest gwałtowny – np. na odcinku 20 metrów dno opada od 1 m do 5 – 10 m, niezastąpione okażą się przynęty określane jako Deep Runner (DR) czyli „głęboko nurkujący” lub Super Deep Runner (SDR) czyli „bardzo głęboko nurkujący” (fot. 1).
Trzy wersje Salmo Perch 8 wyposażone w różne stery pozwalają skutecznie łowić na różnych głębokościach.Jeśli łowimy z łodzi to sprawdzonym sposobem połowu są w takich miejscach rzuty w kierunku brzegu. Prowadzimy następnie naszą przynętę początkowo ze szczytówką wędziska uniesioną ku górze, stopniowo ją opuszczając w miarę zbliżania się przynęty do łodzi. Jeśli łódź stoi (lub dryfuje - co jest znacznie lepszym rozwiązaniem) na głębokości 5 m, w zupełności wystarcza, jeśli nasz wobbler zanurkuje na 2 m (DR). Jeśli głębokość pod łodzią dochodzi do 10 m można zastosować wobbler jeszcze głębiej nurkujący – taki, który koło łodzi osiągnie głębokość 4 metry (SDR). W większości wypadków to w zupełności wystarczy. Na rozległych, płytkich (1 – 2 m) łąkach podwodnych dobrą taktyką jest zastosowanie wobblerów typu Deep Runner w specjalny sposób. Polega to na prowadzeniu przynęty poprzez delikatne podciąganie. Po każdym podciągnięciu robimy krótką przerwę a nawet pozwalamy wobblerowi wypłynąć na powierzchnię. Doskonałe do tego celu są wobblery typu twitchbait.
Salmo Skinner 15 to doskonały twitchbait do obławiania płycizn.Ciekawe efekty daje też zastosowanie jerkbaitów – nowoczesnych przynęt twardych, które niedawno pojawiły się na naszym rynku. Za komentarz może tu posłużyć relacja jednego z najlepszych polskich spinningistów – Sławka Kubasiewicza z ubiegłorocznej edycji zawodów w łowieniu szczupaków w Irlandii. Sławek łowiąc na nowego jerkbaita Salmo o nazwie Slider wyjął kilka dużych drapieżników a jeszcze więcej stracił wędkując na pięcio – sześciometrowej wodzie. Slider nurkuje zaledwie na 1 – 1,5 m. Tak więc musiał wywabiać drapieżniki z dużo większej głębokości. Wędkarze ze Szwecji i Holandii mają podobne obserwacje – Slider Salmo potrafi wywabić szczupaka z kilku metrów.
Ten szczupak wystartował do Slidera z głębokości 5metrów! Fot. Bertus RozemeijerWarto w tym miejscu zastanowić się nad taktyką. Tu mamy kolejny mit -
UPATRZONE MIEJSCE NALEŻY OBŁOWIĆ BARDZO DOKŁADNIE - NAJLEPIEJ Z ZAKOTWICZONEJ ŁODZI
Łowiłem szczupaki w wielu miejscach na świecie i muszę przyznać, że nigdzie nie zaobserwowałem tak głęboko zakorzenionego pędu do wielokrotnego kotwiczenia łodzi. Szczupaki łowi się na spinning właściwie wyłącznie z łodzi dryfującej. Wyjątek stanowią specyficzne miejsca, jak np. niewielka górka podwodna, lub polowanie na upatrzony okaz. Pomijając nawet własną wygodę i oszczędność czasu, należy zdać sobie sprawę z zamieszania, jakie wywołujemy opuszczając i podnosząc kotwicę. Poza tym należy pamiętać, że szczupak jest typową rybą pierwszego rzutu. Oczywiście każdy z nas złowił ileś tych drapieżników za kolejnym rzutem w to samo miejsce. Przypomnijmy sobie jednak ile czasu zmarnowaliśmy stojąc bez efektu na pozornie świetnych miejscach. Szczupakowi fachowcy sugerują taki dryf łodzi wzdłuż brzegu, aby rzuty wykonywać co 5 – 7m. Zależy to rzecz jasna od długości rzutów (zwykle najbardziej efektywne są 20 – 25cio metrowe) i tempa zwijania żyłki. Idealnie łowi się we dwóch z łodzi wyposażonej w silnik elektryczny. Najlepiej rzecz jasna tak wybrać brzeg, aby wiatr wiał równolegle do niego. Przy niewielkim doświadczeniu jedna osoba jest w stanie korygować dryf łodzi, ustawiając ją bokiem i cały czas w podobnej odległości od brzegu. W ten sposób bardzo szybko można „zbadać’ ciekawe miejsce.
Precyzyjny dryf wzdłuż pasa trzcin, korygowany silnikiem elektrycznym, przyniósł oczekiwane branie szczupaka!Jeśli są brania szczupaków to warto dryf powtórzyć. Stosując powyższą taktykę „zdejmujemy” drapieżniki aktualnie żerujące i chętne do współpracy, zostawiając te niezdecydowane. W praktyce taki sposób łowienia przynosi dużo lepsze rezultaty niż mozolne „czesanie” wody z zakotwiczonej łodzi. Szczególnie dotyczy to polowania na większe sztuki. Idealnymi przynętami do takiego łowienia są duże wobblery i jerkbaity. I tu stajemy przed kolejnym mitem:
NIE MA SENSU MĘCZYĆ SIĘ ŁOWIENIEM WIELKIMI PRZYNĘTAMI SKORO I TAK WIĘKSZOŚĆ OKAZÓW ZOSTAŁA ZŁOWIONA NA MAŁE PRZYNĘTY
Oczywiście to prawda, że większość okazów złowiona w Polsce dała się oszukać przynętami o długości 7 – 10 cm. Wytłumaczenie jest jednak bardzo proste. Na tej wielkości przynęty łowi u nas 99% spinningistów! Półki specjalistycznych sklepów wędkarskich w Europie (nie mówiąc o USA) uginają się natomiast od przynęt o rozmiarach przywodzących raczej na myśl połowy rekinów. Nie jest to tylko kwestia mody. Po prostu na takie przynęty łowi się wielkie ryby. Duży szczupak to ryba doświadczona. Okaz o masie ponad 10 kg przeżył co najmniej 15 lat pożerając w tym czasie ponad 100 kg ryb. Zawsze w praktyce chętniej upoluje jedną większą ofiarę niż kilka mniejszych.
Wielkie Fatso dosłownie znika w paszczy dużego szczupaka! Fot Bertus RozemeijerŁowienie na duże przynęty (12 – 20 cm) jest dla mnie samo w sobie wielką przyjemnością. Sama świadomość, że polujemy raczej na większe sztuki jest już ekscytująca. Oczywiście należy pamiętać, że aby łowienie dużymi przynętami było przyjemnością, należy do niego używać odpowiedniego sprzętu. Niezastąpione są tu tzw. zestawy „castingowe” – krótkie (1,9 – 2,25 m) i sztywne wędzisko zaopatrzone w multiplikator. Takim zestawem wygodnie i prawie be zmęczenia można rzucać największymi nawet przynętami wiele godzin. Łowimy więc raczej z dryfującej łodzi na duże przynęty. Czy to jednak prawda, że :
PRZYNĘTĘ NA SZCZUPAKI NALEŻY PROWADZIĆ JAK NAJWOLNIEJ
Często też słychać opinię, że jeśli drapieżniki intensywnie żerują to można łowić szybko. Jeśli zaś żerowanie jest słabe, trzeba przynętę prowadzić jak najwolniej. Większość przewodników i zawodowych łowców drapieżników, z którymi rozmawiałem łowi zawsze szybko wychodząc z założenia, że szkoda czasu na dręczenie tych „niezdecydowanych”. Lepiej poszukać tych głodnych lub bardziej ciekawskich wykonując więcej rzutów. Jeden z nich natomiast (Rick Zevering) miał nawet zupełnie odwrotną teorię. Twierdził, że jeśli brania są chimeryczne, stara się łowić bardziej agresywnie i szybko aby „zdenerwować” drapieżniki i zmusić je do brania. Było to w 1999 roku na zawodach szczupakowych w Irlandii i pamiętam, że mieliśmy co do tej teorii wiele wątpliwości. Rick jednak potwierdził, że miał rację w najbardziej przekonujący sposób. Brania były wtedy rzeczywiście mizerne. Sporo trzeba było się napływać, żeby coś wydłubać. Rick trollując głęboko nurkującym wobblerem, (z dużą prędkością oczywiście) wygrał te zawody we wspaniałym wprost stylu. Łowiąc tylko 2 dni a nie 3 jak inni, złowił w sumie 45,5 kg szczupaków podczas gdy zawodnik, który zajął 2gie miejsce pochwalił się „jedynie” blisko dwudziestoma kilogramami ryb! Na dodatek ostatniego dnia zawodów 6 ryb złowionych przez Ricka ważyło aż 31,5 kg i była w tym największa – 9,6 kg! Przypomniałem sobie to zdarzenie, gdy jesienią ubiegłego roku testowaliśmy nowe przynęty w Holandii. Trafiliśmy bardzo źle jeśli chodzi o pogodę. Pierwszy raz od wielu lat do kraju wiatraków zawitały mrozy. Oczywiście wpłynęło to zdecydowanie negatywnie na brania szczupaków. Łowiliśmy głównie na trolling testując różne rodzaje wobblerów i jerkbaitów. Niestety ani najbardziej sprawdzone na tych wodach Fatso i Warriory, ani wobblery Perch 12, Roach 9 czy Whitefish 13 nie przyniosły zdecydowanych brań. Wszystkie szczupaki złowiliśmy na nową przynętę Salmo. Jest to model, który będzie wprowadzony do produkcji w 2004 roku i nazywa się Giant Chubby. Pomyślany jako przynęta do łowienia w pionie – głównie w dryfie, pod łodzią oraz pod lodem, okazał się doskonałą przynętą trollingową! To nowe zastosowanie odkrył nasz holenderski kolega – znakomity wędkarz Bertus Rozemeijer. Giant Chubby ma długość 14 cm i waży blisko 90 g. Pracuje zarówno w opadzie jak i w trakcie podciągania na podobnej zasadzie jak cykada (niedługo premiera na łamach WW!). Łowienie tą przynętą metodą trollingu wygląda dość specyficznie. Podczas średnio szybkiego płynięcia łodzi, wykonuje się mianowicie dość energiczne, 1 – 2 metrowe podciągnięcia wędziskiem i następnie opuszcza szczytówkę do poziomu. Chubby skacze więc ciągle wibrując, o metr do góry i opada. Teoretycznie więc, wykonując drogę podobną do ostrza piły o metrowych zębach, jest trudny do „namierzenia” przez leniwego drapieżnika. Fakty jednak mówią za siebie – na inne przynęty mimo kilku anemicznych brań nie złowiliśmy nic!
Jeden z wielu drapieżników złowionych na Giant Chubby w okresie bardzo słabych brań. Fot. Bertus RozemeijerW zasadzie więc można by się zgodzić z kolejną teorią.
DOBRA PRZYNĘTA SZCZUPAKOWA POWINNA INTESYWNIE ODDZIAŁYWAĆ NA LINIĘ BOCZNĄ DRAPIEŻNIKA
W praktyce często okazuje się, że intensywność pracy przynęty ma znaczenie niewielkie. O wiele ważniejsza jest jej wielkość i sposób prezentacji. Najlepszym dowodem może tu być jerkbait Salmo – Jack 18. Jako typowy przedstawiciel swojej rodziny, Jack nie wykazuje żadnych tendencji do pracy jakiej zwykliśmy oczekiwać od przynęt szczupakowych. Po każdym szarpnięciu skacze po prostu do przodu i trzeba nie lada wysiłków aby wykonał np. lekki przewrót wokół osi podłużnej lub skręt w bok. W wielu przypadkach, głównie wczesną wiosną i późną jesienią, przebija natomiast skutecznością większość dobrych przynęt. Przekonaliśmy się o tym wielokrotnie na łowiskach w Szwecji, gdzie z racji obfitości drapieżników, dość skutecznie można porównać działanie różnych wabików. Jack atakowany był zarówno przez sztuki w granicach 1 kg jak i ponadmetrowe krokodyle.
Szkierowy szczupak upasiony na śledziach nie przepuścił Jackowi 18 Salmo!Oczywiście nie znaczy to, że wystarczy mieć jerkbaita Salmo a inne przynęty można zostawić w domu! Należy jednak mieć świadomość, że przynęta nie musi wcale wywoływać w wodzie wielkiego zamieszania. Kluczem do sukcesu są inne, ważniejsze czynniki. Wspomniany Jack to doskonała imitacja małego szczupaczka. Można więc niemal z marszu przejść do omówienia kolejnej tezy.
MOŻE TO I PRAWDA, ŻE W NIEKTÓRYCH JEZIORACH LEPSZY JEST ZŁOTY KOLOR PRZYNĘT A W INNYCH SREBRNY. WSZYSTKIE TE PASKI I KROPKI TO JEDNAK TYLKO SZTUCZKA PRODUCENTÓW, MAJĄCA NA CELU ZŁOWIENIE WĘDKARZA!
Powyższy przykład jerkbaita Salmo Jack 18 w oczywisty sposób zaprzecza tej teorii. Na przynęty pięknie wykończone, będące świetnymi kopiami żyjących w naturze gatunków, łowi się bez wątpienia przyjemniej niż na zardzewiałe „blaszczydła”. Na temat magicznej siły wiary w przynętę wspominałem na początku. Czy warto jednak przykładać większą wagę do pasków, łusek czy kropek? Czy szczupaki docenią nasze starania? Badania składu pokarmowego szczupaków w polskich jeziorach zdają się potwierdzać tą teorię. Wskazują one jednoznacznie na preferencje naszych zębaczy. 50 do 70% ofiar drapieżników stanowi płoć i okoń. Następnie wymienia się inne gatunki w zależności od dostępności ich w danym zbiorniku. Są to zwykle ukleja, krąp i często mały szczupak.
Nie ma wątpliwości, że temu drapieżnikowi spodobała się imitacja szczupaka Salmo!Fot. Sergey PichuginStąd praktycznie żaden szanujący się producent nie zaniedbuje posiadania imitacji tych gatunków w swojej ofercie. To prawda, że głodny szczupak potrafi zaatakować niemal wszystko co się rusza. Znane są historie o znalezionych w żołądkach drapieżników scyzorykach, papierach czy muszlach. Warto jednak również wziąć pod uwagę wyniki badań nad preferencjami pokarmowymi szczupaków. W skrócie wyglądało to tak, że w dużych sadzach przyzwyczajono najpierw drapieżniki do jednego gatunku ofiary - płoci. Potem zaś przeniesiono je do innego sadza, w którym większość stanowiły ryby innego gatunku - karasie. Badania wykazały, że szczupaki wyżarły najpierw wszystkie płocie (mimo, że było ich wielokrotnie mniej) a dopiero po dłuższej przerwie zabrały się za karasie! Świadczyć to może o tym, że wbrew pozorom, drapieżnik ten to nie tępa istota, rzucająca się na wszystko. Oczywiście tak, jak i wśród ludzi istnieją osobniki bardziej agresywne i ciekawskie. Te jednak najszybciej kończą na patelni. Sami więc niejako prowadzimy selekcję w kierunku dominacji osobników najsprytniejszych czyli najtrudniejszych do złowienia.
PODSUMOWANIE
Niestety trudno jest uznać za miarodajne wnioski z połowów szczupaków w naszych wodach. Zbyt mało jest w nich po prostu drapieżników. Nie powinniśmy więc bezkrytycznie powtarzać oklepanych opinii, tylko raczej posłuchać co mają do powiedzenia wędkarze z krajów, w których złowienie metrowej ryby nie jest wydarzeniem na skalę roku. Nie mówię przy tym o bezkrytycznym przyjmowaniu wszystkich teorii. Polscy spinningiści nie bez powodu zajmują od lat czołowe miejsca w zawodach o randze międzynarodowej. Poza tym średni poziom wiedzy wędkarskiej jest u nas bez wątpienia wyższy niż na świecie. Problem polega na tym, że ogłupieni kolejnymi godzinami bez brań, zaczynamy często za bardzo „kombinować” tracąc w efekcie czas na sprawdzanie teorii skazanych z góry na niepowodzenie.
Piotr Piskorski
(Wiadomości Wędkarskie 2003)