Testy Skinnera, Leech Lake, Mill Lacks Lake i mój pierwszy muskie!
USA – Minnesota 09.2003
Tom ZenankoKolejna wyprawa Salmo za ocean zaplanowana została w najdrobniejszych szczegółach. Stało się to za sprawą Toma Zenanki - ‘dobrego ducha’ SALMO USA. Jest to typowy przykład amerykańskiego herosa biurowego zmagającego się na co dzień z tysiącem problemów związanych z promocją, dystrybucją i strategią sprzedaży. Należy schylić czoła przed jego niesamowitą wprost witalnością, rzetelnością i profesjonalizmem działania. Zwłaszcza, że 2 – 3 razy w tygodniu znajduje jeszcze czas na wypad na ryby.
W Minneapolis wylądowaliśmy 7go wieczorem witani przez Toma i niezawodnego przyjaciela z Detroit – Wojtka. Nazajutrz rano pobudka i jedziemy na północ do Walker nad słynne jez. Leech. Po drodze odwiedzamy kilka sklepów aby przekonać się kolejny raz, że łatwo naszym przynętom tutaj nie będzie!
Wieczorem odwiedza nas tutejszy przewodnik – Alan Maas – sławny łowca muskie. Człowiek, który ponoć już wiele lat temu swoimi wynikami zadał kłam twierdzeniu, że nie da się łowić regularnie muskie powyżej 40 inch (ok. 1 m). Były nauczyciel, świetny wędkarz, doskonały przewodnik od niedawna w Pro Team Salmo USA a także niezwykle miły i serdeczny człowiek – to najkrótsza jego charakterystyka. Alan opowiada o planach na najbliższe dni i już wiem, ż trafiliśmy jak zwykle. Właśnie 2 tygodnie temu zakończyły się tu wielkie zawody na muskie. Łowiono wprawdzie na 21 wybranych jeziorach ale głównie na Leech Lake. Udział wzięło 730 łodzi czyli prawie 1500 wędkarzy!!! Złowili oni 160 muskie a wiele ryb wygrało potyczki z łowcami. Należało więc przypuszczać, że mimo wielkości Leech Lake zostało ono nieco przełowione. Poza tym jak zwykle na cześć naszej wizyty w US zapowiadało się załamanie pogody. Od 2 miesięcy nie padał deszcz i było upalnie. Ryby oczywiście brały znakomicie. Teraz niestety miało się to zmienić.
Alan Maas - wspaniały człowiek i doskonały wędkarz.Wypływamy mimo to pełni nadziei. Alan pokazuje nam kilka sprawdzonych miejsc, które obławiamy w dwie łódki z dryfu, czesząc dokładnie różnymi przynętami (głównie Salmo).
Leech Lake to wielkie jezioro.Słysząc kolejne opowieści o niesłychanej sile i agresywności muskie, raz po raz odkręcam i dokręcam hamulec mojego Ambassadeur’a. Zmieniam też przypon fluorocarbonowy na tytanowy o wytrzymałości 70 Lbs. Nie mam zamiaru w razie czego stracić mojego pierwszego muskie! Prawie od początku łowię na prototyp Skinnera 20 cm. Dwa wnioski pojawiają się niemal jednocześnie i to w krótkim czasie. Pierwszy – popełniliśmy błąd w konstrukcji steru. Duża masa przynęty w połączeniu z wielką powierzchnią steru, powodują duże naprężenia w czasie rzutów. Dodatkowo korpus przynęty jest stosunkowo cienki w miejscu nacięcia. Efektem jest wypadanie steru po ok. godzinie rzucania. Wada oczywiście dyskwalifikująca przynętę. Kolejny raz okazało się, że zbyt krótko testujemy nasze nowości. Zapytacie zatem dlaczego łowię nim przez cały dzień (i kilka następnych), wklejając wypadający ster na „Super Atack” co kilkadziesiąt minut i narażając się na niedowład ramienia z powodu niesłychanego wysiłku potrzebnego do właściwego prowadzenia tej przynęty? No właśnie dlatego, że pierwszego dnia, zarówno ja jak i koledzy (6 osób) mamy 14 wyjść muskie WYŁĄCZNIE NA SKINNERA!
Podczas obławiania tego brzegu do Skinnera wyszły cztery muskie!Nikomu (oprócz mnie) nie starczyło sił aby łowić tym potworem dłużej niż pół godziny, więc kilka wyjść było też na mniejszego Skinnera 15. Ja byłem bliski zacięcia 4 ryb, z których 3 były na pewno powyżej metra! Wszystkie oczywiście widzieliśmy dokładnie, gdyż podręcznikowo odprowadziły wobbler o samej burty łodzi. Wszystkie muskie stały na wodzie o głębokości 0,5 – 1 metr, głównie wśród kamieni. Niestety nikt nawet nie zaciął żadnej ryby! Klęska! All trochę załamany ale twierdził, że mamy tyle namierzonych kabanów, że jutro popłyniemy jak po swoje.
Alan testuje Skinnera 20Niestety zapomniał o prognozie pogody. Było jak najgorzej. Wiatr i deszcz, temperatura spadła o dobre 10*C. Cały następny dzień przyniósł jedynie kompletne zmęczeni materiału ludzkiego. A dołączył do nas nie byle kto - Jeff Simpson – projektant Chubby Dartrea Salmo, dziennikarz In Fisherman i świetny wędkarz, również miłośnik muskie. Jak każdy osobnik niespełna rozumu powtarzał po powrocie do portu z obłędem w oczach: „ I love’em – I hate’em!!!”. Czy to nie jest piękne?
Na łodzi z Jeffem Simpsonem.Na następny dzień pogoda nieco się poprawia ale nadal wieje jak diabli i nie wszędzie można łowić. All dwoi się i troi aby pokazać nam chociaż część swoich bankowych miejsc. Tu ostatnio padło 16 sztuk, tam 10 sztuk, tu jeden 55 inch (140 cm), tutaj widziano kilka razy rybe ponad 57 inch (145 cm), i tak dalej. Stanowiska największych muskie są mniej więcej znane. Od wielu lat wszystkie ryby są oczywiście wypuszczane po sfotografowaniu. Ani tajne miejsca, ani perfekcyjne prowadzenie łodzi, ani zaklęcia Alla nie skutkują jednak. Dopiero pół godziny przed końcem łowienia nasz przewodnik zdesperowany łowi małego muskie (ok. 80 cm) na powierzchniową przynętę Doc firmy Musky Mania o długości ... 30 cm na płyciźnie małej górki wśród zielska i trzcin.
Malutki muskie Ala.Następnego ranka wyruszamy z powrotem w kierunku Minneapolis. Pogoda się poprawia więc Tom zmienia nieco plan. Ruszamy nad znane nam z ub. Roku Mille Lacks Lake – od niedawna uważane za jedno z najlepszych w USA na muskie. Jeden ze znajomych właśnie dzień wcześniej wyjął tam 2 sztuki 47 i 48 inch. Pogoda zaiste wspaniała – błękitne niebo bez chmur i niewielka fala. Obławiamy rozległą płyciznę nieopodal północnego brzegu jeziora. Łowimy z Tomem na wodzie o głębokości ok. 1 m. Widać wyraźnie dno porośniete gdzie-niegdzie kępami zielska. Zaraz też dostrzegamy dwa muskie wylegujące się przy dnie. Nasze rozpaczliwe próby skuszenia ryb (obie dobrze ponad metr) skutkują ich raczej spokojnym oddaleniem się od naszej łodzi. Po dwóch godzinach dobijamy do reszty ekipy. Łowią oni dużo dalej od brzegu , na głębszej wodzie (2,5 – 3,5 m). Donoszą o zaobserwowaniu kilku pokaźnych ryb, które swoim zwyczajem odprowadziły przynęty (Fatso, Warrior, Slider) do samej burty.
Rozległe płanie Mille Lacks kryją rekord świata muskie!Tom jednak decyduje się wrócić na płyciznę. Dzwoni ponownie do znajomego, który doniósł o złowieniu muskich i pyta o dokładniejsze namiary. Okazuje się, że gośćwidział jeszcze kilka dużych ryb w tym samym miejscu. Płyniemy więc dalej i ustawiamy się na wodzie o głębokości ... 60 cm. Na dnie czysty piasek, żadnych roślin. – Tu powinny być ryby – mówi Tom. Zakładam Slidera 12 RT i rzucam bez większego przekonania. Może z apiatym rzutem, już z kilkunastu metrów widzę za moją przynetą znajomy szary kształt. Płynie sobie wolno jak zwykle olewając zwodnicze pląsy Slidera. W tym stylu podpływa na 4 metry od łódki i zatrzymuje się. Krzyczę do Toma, który w odpowiedzi omal nie przewraca się łapiąc w pośpiechu swoją wędkę z jakimś amerykańskim cudakiem gumowym. Muskie spokojnie odwraca się bokiem prezentując całą swoją potęgę. Odruchowo rzucam w okolice jego łba ale oczywiście łapy nieco odmawiają posłuszeństwa i przynęta ląduje dokładnie nad rybą. Wykonuję dwa ruchy szczytówką a muskie powoli odwraca się w kierunku nurkującego Slidera i ... nagle stwierdzam, że mam go! Zacinam a Tom wykonuje taniec indiański łapiąc mnie w objęcia! – Spokojnie – krzyczę – to dopiero początek! Jak to muskie - natychmiast próbuje skoczyć ale wody jest tu na pół długości jego cielska! Wynurza się więc tylko majestatycznie do połowy, wpada z powrotem a następnie odpływa w kierunku środka jeziora. Pomny opowieści odkręcam hamulec i spokojnie (akurat!!!) kontroluję akcję. Tom odpala silniczek i pływamy za rybą to tu, to tam. Kilkanaście razy mamy ją przy łodzi ale odjeżdża ponownie zabierając kilkadziesiąt metrów plecionki bez większego wysiłku. Po ok. 20 minutach wracamy niemal dokładnie do miejsca brania. Ryba jest kompletnie zmęczona, spokojnie włazi do wielkiego podbieraka i natychmiast odczepia się. Teraz wykrzykujemy wspólnie z Tomem hymn dziękczynny do Wielkiego Mannitou. Ważymy rybkę – 33 lbs. czyli nieco ponad 15 kg! Długość 124,5 cm.
Mój pierwszy muskie!Mój pierwszy muskie! Robimy zdjęcia. Tom wyłazi do wody w butospodniach i pstryka kilka ujęć „z wody”. Wykrzykuje przy tym na zmianę – This is „oh my God” fish! i „Ale będą zdjęcia na okładkę – zarobimy kupę forsy!”. Zobaczymy Tom. Między zdjęciami, kiedy Tom zmienia kliszę a ja próbuję utrzymać rybę w jako takim stanie reanimując ją, muskie wyrywa mi się (nie dało się objąć jedną ręką trzonu ogona!) i odpływa ... Mam nadzieję, że nic mu nie będzie.
WypuszczamyWracamy do kolegów z dobrą nowiną. Jakoś nie wszyscy podzielają moją radość. Mieli jeszcze kilka wyjść wielkich sztuk ale niestety bez brania.
Już wiem, żę polowanie na muskie to ciężka i niewdzięczna praca!
Ale da się lubić!
Piotr Piskorski